poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 7 - Falling down instead of reaching top

Emilia z przyjaciółmi z grupy siedziała w jednym z barów na Mariackiej. Od obrony minęło już kilka godzin, a ona dalej nie mogła uwierzyć, że jej przygoda ze studiami pierwszego stopnia właśnie się zakończyła.
- No nie! Tylko 62 osoby lubią nasze zdjęcie! – krzyknęła Kornelia, wymachując telefonem.
Jako osoba uzależniona od robienia zdjęć musiała uwiecznić tę ważną dla nich chwilę i pochwalić się na fejsie i instagramie.
- Przez Ciebie wszyscy moi znajomi wysyłają mi gratulacje – roześmiała się Julia, odkładając telefon, który chwilę później znowu się rozdzwonił.
Przechodzący kelner popatrzył na nich z dezaprobatą. Na stoliku stało pełno pustych kufli. Chwilę później podszedł z tacką i pozbierał ich większą część. Dziewczyny poprosiły go o kolejne piwa i wręczyły pieniądze.
- A Ty nie pijesz? – zapytała Ems zdziwiona Monika.
- Nie ma nawet 16stej, a ja już 4 piwa wypiłam – roześmiała się szatynka.
- To wypijesz jeszcze jedno – powiedziała lekko pijana Kornelia.
- Jutro muszę jechać do rodziców – jęknęła dziewczyna.
Posiedziała jeszcze chwilę i mimo protestów pożegnała się z przyjaciółmi. Tomek chciał ją odprowadzić, ale mu na to nie pozwoliła. Z radością wpadła do mieszkania i zrzuciła buty. Usiadła na łóżku i zaczęła rozmasowywać bolące stopy. Nie była przyzwyczajona do chodzenia tak długi czas w szpilkach. Chwilę później przebrała się w dresy i poszła do kuchni zrobić sobie jakąś przekąskę. Kiedy kroiła owoce na koktajl usłyszała dzwonek do drzwi. Przekonana, że to któraś z dziewczyn, poszła je otworzyć z bananem w ręce. Jakie było jej zdziwienie kiedy w drzwiach ujrzała młodego chłopaka z wielkim bukietem czerwonych róż.
- Emilia Radziszewska? – zapytał posłaniec.
- Tak – odpowiedziała i podpisała się na jakiejś kartce.
Odebrała od niego kwiaty i poszła z nimi do kuchni. Położyła je na stole i zaczęła szukać bileciku.
„Mówiłem, że skopiesz im tyłki. F”

- Mieszkasz 30 minut piechotą od Ikei i nie kupiłaś wazonu? – zapytała Monika.
Dziewczyny od kilku chwil siedziały na łóżku i patrzyły na wielki bukiet stojący w wiaderku po farbie. Emilia przywiozła go od swoich rodziców, bo nie mogła pozwolić żeby kwiatki od Facundo leżały w zlewie.
- W Ikei nie ma takich dużych wazonów – powiedziała na swoją obronę szatynka.
Monika jęknęła i klęknęła obok wiaderka.
- Trzeba je jakoś okleić żeby nie straszyło Cię w nocy.
Wzięła leżącego na stoliku JOY’a i zaczęła wyrywać z niego strony.
- Ej, jeszcze go nie przeczytałam!
- Nie jęcz tylko podaj mi nożyczki.
Godzinę później zadowolona Monika pokazała swoje dzieło szatynce.
- Wiesz, że to wygląda gorzej niż wcześniej? – zapytał rozbawiona Ems.
- Nie znasz się na sztuce – odpowiedziała Monika i nagle spoważniała. – Redaktor chce żebyś we wrześniu robiła relacje ze Stadionu Zimowego.

Emilia od 10 minut stała pod lodowiskiem w Tychach. Wiedziała, że musi tam iść, ale próbowała ten moment odwlec jak najbardziej w czasie. Spojrzała na zegarek i z westchnieniem weszła na Stadion Zimowy. Hokeiści akurat wjeżdżali na taflę. Maciek popatrzył na nią, ale kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały szybko odwrócił wzrok. Zrezygnowana szatynka opadła na swoje miejsce i wyciągnęła laptopa. Przez cały mecz nie mogła się na niczym skupić. Postanowiła, że spróbuje porozmawiać z chłopakiem. Gdy tylko skończyła się ostatnia minuta trzeciej tercji, wrzuciła laptopa do torby i zbiegła pod bandy. Hokeiści dziękowali akurat kibicom za doping. Emilia cierpliwie czekała na Maćka, który jako ostatni zjechał z lodu.
- Możemy pogadać? – zaczęła niepewnie.
- Nie mamy o czym – powiedział i zaczął iść w kierunku szatni.
Emilia złapała go za rękę.
- O co Ci chodzi? – zapytała łamiącym głosem.
- Dobrze wiesz o co – jednym szarpnięciem wyrwał rękę z jej dłoni. – Nie mam zamiaru tracić czasu na taką dziwkę jak ty.
Dziewczynie opadła szczęka. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Maciek zniknął w korytarzu. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Szybko je starła i pobiegła do wyjścia żeby nikt nie zobaczył, że płacze. Wsiadła do samochodu, oparła głowę o kierownicę i wybuchła płaczem.
Jakimś cudem udało jej się dojechać do domu. Nie zważając na późną godzinę, wyciągnęła telefon i wybrała numer do swojego redaktora naczelnego.
- Czytałem Twoją relację – powiedział zaraz po przywitaniu. – Dobra robota.

- Odchodzę – mruknęła Emilia i się rozłączyła, bo w oczach znowu zaczęły piec ją łzy.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 6 - I wanna see you be brave

Emilia usiadła na chodniku i ściągnęła koturny. Jej stopy nie były przyzwyczajone do tak długich wędrówek. Rozmasowała je i wyciągnęła z torebki trampki. Kiedy je zakładała usłyszała głos Facundo.
- Uśmiech.
- Co? – spojrzała na niego i od razu tego pożałowała.
Chłopak wyciągnął swój telefon i właśnie robił selfie z siedzącą jak sierota szatynką. Ta momentalnie wstała z ziemi i zaczęła podskakiwać koło niego z wyciągniętą ręką. Próbowała zabrać mu telefon, ale był on zdecydowanie za wysoki.
- Nie waż się tego nigdzie udostępniać!
- Za późno – powiedział rozbawiony siatkarz, pokazując jej opublikowane zdjęcie na instagramie.
Dziewczyna jęknęła i walnęła go w ramię.
- Właśnie trafiłeś na moją czarną listę – ledwo ukrywała uśmiech, bo mimo zaskoczenia, które malowało się na jej twarzy wyszła na zdjęciu wyjątkowo dobrze.
Facundo spojrzał na zegarek.
- Chyba czas się zbierać.
Emilia podniosła swoją torebkę i odprowadziła chłopaka pod hotel.
- Jak tylko wylądujecie daj mi znać, dobrze?
Argentyńczyk pokiwał głową i przytulił ją.
- Skop im tyłki na obronie – powiedział, nie wypuszczając jej z objęć. – A jak wrócę do Polski to oblejemy to w Bełchatowie.
Dziewczyna się zaśmiała i popchnęła Facundo w stronę budynku.
- Idź już, bo nie zdążysz się spakować.
Kiedy był już prawie przy szklanych drzwiach, odwrócił się i pomachał jej na pożegnanie. Emilia stała jeszcze chwilę w miejscu i dopiero gdy chłopak zniknął w windzie, ruszyła do domu.

W ostatnie dwa dni przed obroną Emilia nie mogła zmrużyć oka. Z nerwów bolał ją brzuch i czuła, że jeśli tak dalej będzie, to wypadną jej wszystkie włosy. Nie mogła już patrzyć na notatki, które schowała pod poduszką. Ze stresu stała się bardzo przesądna. Z jej grupy na seminarium miała najbliżej na uczelnię, więc została wyznaczona do zamówienia kwiatów i kupienia prezentu dla promotora. W dzień obrony ubrała się w białą koszulę, czarną neoprenową spódnicę i wysokie czarne szpilki. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś dojść w nich do kwiaciarni, a potem na uczelnię. Odebrane wiązanki były większe niż się spodziewała. Na szczęście miała już praktykę w noszeniu zbyt dużej ilości rzeczy, więc doniesienie ich na uczelnię nie stanowiło zbytniego wyzwania. Przed pokojem obron siedziały już jej przyjaciółki.
- Umiesz coś? – wykrzyczała Monika na jej widok.
- Umiałam – odpowiedziała i położyła bukiety na wolnych krzesłach.
- A gdzie prezent? – dopytywała się Kornelia.
- Tutaj, tutaj – odpowiedział zdyszany Tomek, który właśnie wszedł do budynku.
Obrona zaczęła się idealnie o czasie. Emilia zestresowana zaczęła nerwowo skubać spódnicę. W niedemokratycznym głosowaniu została wybrana jako ostatnia osoba do wejścia. Kiedy nadeszła jej kolej nogi zaczęły się pod nią uginać.
- Spokojnie, oni w połowie nie wiedzą o czym mówisz – pocieszyła ją Julia.
Szatynka kiwnęła głową i z krzywym uśmiechem weszła do sali. Dziekan podał jej kopertę z pytaniami. Wylosowała jedno i gdy zobaczyła, że ma ono numer 9, odetchnęła z ulgą. Nic co kryje się pod tym numerem nie może być trudne. Usiadła na miejscu naprzeciwko swojego promotora i recenzentki. Oboje uśmiechali się do niej przyjaźnie.

- I jak poszło? – zapytała Monika, gdy tylko Emilia zamknęła za sobą drzwi.
- Chyba dobrze.
Chwilę później z pokoju wyszedł dziekan i zaprosił grupę do środka. Wszyscy weszli i z napięciem czekali na podanie wyników.
- Mam przyjemność ogłosić, że wszyscy Państwo uzyskali tytuł naukowy licencjat. Gratuluję.
Emilia czuła jak napięcie powoli opuszcza jej ciało. Kiedy dziekan wywołał jej imię, podeszła do niego i odebrała zaświadczenie. Popatrzyła na nie i szeroko się uśmiechnęła. Dostała 5!

***
Kiedy pisałam ten rozdział byłam świeżo po obronie i wtedy myślałam, że wszystko co z uczelnią związane jest takie fajne i zabawne. Teraz z perspektywy czasu, czytając niektóre moje rozdziały stwierdzam, że flaki z olejem są ciekawsze. Musicie mi to wybaczyć i trzymajcie kciuki żeby blokada twórcza, którą mam od ponad miesiąca w końcu mnie opuściła. ;*

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 5 - We'll make the great escape

Chłopak wpatrywał się w Emilię, gdy ta pisała na laptopie. Właśnie kończył się drugi, zacięty półfinał. Dziewczyna skupiała się na każdej akcji, żeby nie pomylić się wpisując wynik do relacji na żywo. Śmiech Facundo oderwał na chwilę jej myśli od meczu. Ściągnęła brwi i spojrzała na niego pytająco.
- Kiedy się skupiasz, wywalasz język – odpowiedział.
Szatynka spłonęła rumieńcem.
- Ty się lepiej skup na meczu – powiedziała z udawaną powagą.
- Ależ się skupiam – powiedział i dotknął jej laptopa. – Piłka meczowa.
Ems szybko to zanotowała. Dopiero od godziny znała Facundo, ale wyjątkowo się z nim dogadywała. Mimo to cały czas była lekko podenerwowana. W końcu Conte był światowej klasy siatkarzem.
- Co Ty właściwie tu robisz? – zapytała dziewczyna, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Wczoraj grałem mecz w Spodku – powiedział i wzruszył ramionami. – Dzisiaj cała drużyna leni się w hotelu, ale to zdecydowanie nie dla mnie.
- I dlatego postanowiłeś przyjechać tu? – zdziwiła się Emilia.
- Siatkówki nigdy dość.
Przez cały finał rozmawiali i kilka razy Facundo musiał przypominać jej o pisaniu relacji. Po wręczeniu medali dziewczyna ściągnęła sukienkę i wskoczyła do basenu. Siatkarz poszedł w jej ślady. Chwilę później pływali na torach obok siebie.
- Jeszcze pomyślę, że mnie śledzisz – roześmiała się Emilia kiedy zatrzymali się przy końcu basenu.
- Cały czas jesteś mi coś winna za pomoc w pisaniu – odpowiedział Argentyńczyk z łobuzerskim uśmiechem .
- Mogę dać Ci wygrać – powiedziała i zaczęła płynąć w przeciwnym kierunku.
Zajęło chwilę zanim do Facundo dotarły słowa dziewczyny. Szybko ruszył za nią, ale na 50 metrach nie udało mu się jej dogonić.
- Miałaś dać mi wygrać – powiedział i założył ręce na piersi.
- Niestety musiałabym stanąć wtedy w miejscu – zaczęła się śmiać.
Chłopak opryskał ją wodą i pomógł wyjść z basenu. Osuszyli się ręcznikami i powoli zaczęli zbierać się do wyjścia. Chwilę szli w milczeniu, które przerwał siatkarz.
- Już wiem co możesz zrobić.
Emilia popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.
- Chcę przed wyjazdem trochę pozwiedzać Katowice – zamyślił się na chwilę. – Będziesz moim przewodnikiem?
- Za szarlotkę z lodami.
-Da się zrobić – odpowiedział z uśmiechem.
Dziewczyna podała mu swój numer, pożegnała się z nim i ruszyła w kierunku swojego auta.

Po drodze do domu wskoczyła do Moniki, która akurat zbierała koc leżący pod wielką jabłonią.
- Czekaj, czekaj. Umówiłaś się z jakimś facetem? – spojrzała z niedowierzaniem na Emilię.
- Na zwiedzanie, nic więcej. Powiesz mi co warto zobaczyć w Kato, czy mam zadzwonić do Tomka?
- No dobra – wywróciła oczami. – Ale najpierw kawa.
W domu Moniki, jej mama akurat kończyła posypywać cukrem pudrem karpatkę.
- Skusicie się, dziewczyny? – zapytała.
Studentki kiwnęły głowami i wyciągnęły talerzyki. Kiedy kawa była gotowa zabrały ją i ciasto do pokoju Moniki. Ta wyciągnęła kartkę, na której zaczęła coś pisać. Po chwili podała ją Emilii.
- Oprócz tego jeszcze Nikisz.
Szatynka spojrzała na papier i aż się zakrztusiła kawą.
- Chcesz żebym zabrała go do muzeum? – ledwo udało jej się powstrzymać śmiech.
- No co? Podobno macie zwiedzać.
- On nie ma stu lat – powiedziała Emilia i teatralnie wywróciła oczami.
Na to jej przyjaciółka wzruszyła ramionami i zaczęła jeść karpatkę. Kiedy obie skończyły ciasto i wypiły kawę, Monika wstała i oparła się o ścianę.
- A jak tam wczorajsza randka z Patrykiem?
- Nawet mi o niej nie wspominaj! – jęknęła dziewczyna i schowała twarz w dłoniach.
- Spędziłaś z nim zbyt mało czasu. Umówię Was na weekend!
- O nie! Wychodzę!
Emilia wstała, a Monika zaczęła się śmiać.
- Jesteś zbyt wymagająca.
- Wiesz dobrze przez kogo – odpowiedziała ze smutkiem i wyszła z pokoju.

Nie było jeszcze nawet 10, ale słońce dawało się już mocno we znaki. Emilia stała pod hotelem w krótkich spodenkach i na wysokich koturnach. Wiedziała, że wieczorem będzie cierpieć z tego powodu, ale nie chciała wyglądać przy Facundo jak karzeł. Na wszelki wypadek spakowała do torebki białe conversy. Dziewczyna miała już wyciągnąć telefon i zadzwonić po siatkarza, kiedy uśmiechnięty od ucha do ucha wyszedł z hotelu.
- No w końcu!
Chłopak podszedł do niej i złożył na jej policzku mokrego całusa.
- To co, najpierw szarlotka? – zapytał Facundo.
- Czytasz mi w myślach.
Chociaż od 3 lat Emilia mieszkała w Katowicach, to nie wiedziała gdzie znajdują się dobre kawiarnie. Wiedziała za to gdzie można kupić tanie i pyszne ciasta. Budka z nimi mieściła się niedaleko hotelu, w którym zatrzymała się reprezentacja Argentyny. Zaprowadziła tam chłopaka i stanęła w dość długiej kolejce. Facundo patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Zobaczysz, że to będzie jedna z lepszych szarlotek jaką w życiu jadłeś – powiedziała, widząc jego minę.
Kupiła dwa duże kawałki ciasta i poszła do budki obok, w której sprzedawano kebaby. Poprosiła o dwie łyżeczki. Chciała zapłacić kobiecie, jednak ta widząc Facundo, uśmiechnęła się i powiedziała, że wystarczy jej autograf chłopaka. Kilka minut później byli już w drodze na Trzy stawy.
- A co z lodami? – zapytał nagle Argentyńczyk.
- Kupimy po drodze.
Niecałą godzinę później siedzieli na ławeczce w cieniu i jedli lody prosto z pojemnika.
- Twój chłopak nie będzie zły, że mu Cię porwałem?
- Widzisz, mój wyimaginowany chłopak jest bardzo tolerancyjny – roześmiała się i wytarła mu kącik ust dłonią.
Emilia nawet nie wiedziała jak to się stało, że zaczęła opowiadać Facundo o Maćku.
- To idiota – powiedział i przytulił dziewczynę.
- A Ty, masz kogoś?
- W zeszłym roku rozstałem się z dziewczyną. Nie daliśmy rady w związku na odległość – wzruszył ramionami. – Ale teraz ona będzie grać w Polsce…
- Wrócicie do siebie?

- Pożyjemy, zobaczymy.  

***
Przez turniej EIHC byłam tak zabiegana, że zupełnie zapomniałam o blogu. Bardzo Was za to przepraszam i obiecuję, że do kolejnego postaram się być bardziej regularna :D 
Przy okazji, jeśli będziecie w połowie grudnia w Kato to wpadnijcie do małego Spodka na EIHC :D A jak już będziecie to koniecznie spróbujcie ciach w budce obok Supersamu xD ;*

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 4 - Anything could happen

- Porywam Cię dzisiaj na zakupy – powiedziała od progu Monika.
- Cześć, też się cieszę, że Cię widzę – mruknęła Emilia i przepuściła przyjaciółkę w drzwiach.
Ta od razu poszła do niewielkiej kuchni i nalała sobie soku pomarańczowego do szklanki.
- Ubieraj buty, bo mamy mało czasu.
- Sklepy nam nie uciekną, a poza tym muszę skoczyć do redakcji po akredytację.
- Sklepy sklepami, ale mam dla Ciebie niespodziankę – Monika uśmiechnęła się chytrze.
Dwie godziny później, z uboższymi kontami bankowymi siedziały w Starbucksie w SCC. Przyjaciółka Emilii co chwilę patrzyła na zegarek wyraźnie zniecierpliwiona.
- Na kogo tak czekasz, co? – zapytała szatynka, popijając swoje truskawkowe frappuccino.
- Spóźnia… o już tu idzie – klasnęła w dłonie.
Emilia odwróciła się i zobaczyła idącego w ich kierunku chłopaka z czarnymi włosami, które kontrastowały z jego upstrzoną piegami twarzą. „Pewnie farbowany” pomyślała dziewczyna.
- Kto to? – zapytała nachylając się do przyjaciółki.
- Twoja dzisiejsza randka – powiedziała wstając od stolika. – Emilia, Patryk. Patryk, Emilia. No to bawcie się dobrze.
Zanim Monika się oddaliła, szatynka już przeklinała ją w duchu. Postanowiła jednak nie skreślać chłopaka.
- Słyszałem, że masz auto – powiedział nieśmiało Patryk.
- Dostałam na 18stkę.
- To świetnie! Ja ostatnio musiałem wymienić w moim rozrząd…
Po chwili Emilia wyłączyła się i próbowała wymyślić jak w łagodny sposób go spławić. Na ratunek przyszedł jej telefon z redakcji, w którym jakaś nowa praktykantka przypominała jej o odebraniu akredytacji. W ulgą pożegnała się z chłopakiem i pojechała do głównego biura portalu. Przed wejściem do niego, napisała jeszcze sms’a do Moniki, w którym groziła, że coś jej zrobi jak następnym razem ją spotka.

W dzień turnieju Emilia wstała przed 7. Wskoczyła pod prysznic i zaczęła śpiewać do słuchawki, zupełnie zapominając o nieszczęsnej randce z maniakiem samochodowym. Była w wyjątkowo dobrym humorze. Chociaż początkowo była zła, że musi robić relację z zawodów dla nastolatków, teraz cieszyła się z tego. Już tak dawno nie pisała nic na stronę i wyraźnie jej tego brakowało. Poza tym obok boiska do plażówki były dwa duże baseny. Ubrała więc bikini, zwiewną sukienkę w kwiatki i gdy schowała notatki na obronę i laptopa, wyszła z mieszkania. Przed blokiem stała jej czarna Honda. Wsiadła do niej i pojechała na drugi koniec miasta. Na szczęście pod basenem nie było jeszcze tłumów i bez problemu zaparkowała w cieniu. Wyciągnęła swoją akredytację i ruszyła w stronę wejścia. Ochroniarz pokazał jej miejsce, z którego miała oglądać potyczki młodych siatkarzy. Na szczęście ktoś pomyślał żeby koło leżaka i stolika postawić wielki parasol przeciwsłoneczny. Chwilę później podeszła do niej starsza kobieta z wodą i przedłużaczem, do którego mogła podłączyć swojego laptopa. Popatrzyła na nią z wdzięcznością.
W przerwach w meczach czytała notatki do obrony i była pewna, że zanim wróci do domu będzie już wszystko umieć. Coraz więcej osób pojawiało się na basenie. Grupa rozchichotanych gimnazjalistek, co chwilę przechodziła obok jej leżaka. Emilia patrzyła na nie z zaciekawieniem. Zastanawiała się, czy ich rodzice wiedzą w jak skąpych strojach ich córki pokazują się publicznie. Ona sama, starsza o jakieś 7 lat nie miałaby odwagi czegoś takiego ubrać.
Przed rozpoczęciem półfinałów, dziewczyny nagle zaczęły piszczeć. Szatynka przeniosła na nie wzrok znad laptopa. Stały w kółeczku wokół jakiegoś wysokiego mężczyzny. Były na tyle daleko, że nie mogła dostrzec dokładnie jego twarzy. Przewyższał dziewczyny o dobre 30 cm. Patrząc na niego miała wrażenie, że skądś go kojarzy. Jednak nie zaprzątała sobie tym myśli. Wolała skupić się na siatkówce.

Mimo parasola, gorąco dawało się jej we znaki, a w czasie meczu nie mogła sobie pozwolić na wizytę w basenie. Wyciągnęła rękę po butelkę z płynem, jednak został w niej tylko łyk lub dwa. Jęknęła i już miała wstać żeby podejść do basenowego sklepiku po kolejną, zdecydowanie zbyt drogą wodę, gdy ktoś podsunął jej pod nos butelkę.
- Wody? – zapytał po angielsku męski głos.
Emilia popatrzyła na chłopaka, który przysiadł na leżaku obok. Czuła, że jej oczy robią się coraz większe, a usta mimowolnie się otwierają. Był to ten sam mężczyzna, którego widziała w piszczącym tłumie hotek.
- No to jak z tą wodą? – wyraźnie bawiła go reakcja dziewczyny.
Zamknęła usta, uśmiechnęła się do niego i wzięła butelkę wody.
- Dzięki – upiła mały łyk.
- Do usług. Czemu nie jesteś w basenie?
- Takie już życie dziennikarza – roześmiała się i wskazała na swoją akredytację. – Tak w ogóle, Emilia jestem.
- Facundo, miło mi

***
No i w końcu mogę powiedzieć, że historia się zaczyna! Więc bez zbędnego komentarza, endżoj! :D

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 3 - Shut up and dance with me!

Maciek nie odezwał się do Emilii od półfinałów. W tym czasie GKS zdobył Mistrzostwo Polski, a reprezentacja zajęła 3 miejsce na Mistrzostwach Świata dywizji IA. Sezon hokejowy się skończył i szatynka miała zdecydowanie zbyt dużo czasu na rozmyślanie. Monika nie mogła już słuchać ciągłego marudzenia. Niestety była na to skazana, bo w jej domu akurat robiony był remont i żeby napisać pracę licencjacką w terminie przeniosła się na dwa tygodnie do Emilii.
- Wiesz co jest najlepszym lekiem na złamane serce? – zapytała pewnego wieczoru.
- Wódka?
- Nie! Nowa miłość – Monika wyciągnęła przed siebie swój telefon i pokazała szatynce zdjęcie jakiegoś chłopaka. – On byłby dla Ciebie idealny.
- Obecnie w moim życiu jest miejsce tylko dla jednego mężczyzny, Pana Tadeusza.
- Ty przecież od kilku miesięcy nic nie piłaś – zdziwiła się dziewczyna.
- I to był mój błąd! – wzięła poduszkę i wtuliła w nią swoją twarz. - Czemu on mnie nie chce? – zawyła.
Monika pokręciła głową i poprawiła się w fotelu.
- Nie pomyślałaś, że może stwierdził, że nic z tego nie wyjdzie?
- Mógłby mi chociaż to powiedzieć! – krzyknęła Emilia, a łzy spływały jej po policzkach.
Przyjaciółka podała jej pudełko z chusteczkami i przytuliła ją.

Ostatni semestr przed obroną minął w ekspresowym tempie. Dziewczyny ani się obejrzały jak zaczęła się sesja, a termin oddania pracy zbliżał się nieuchronnie. Nauka pozwoliła Emilii oderwać myśli od hokeisty. Zasypiając dalej miała przed oczami jego twarz, ale postanowiła sobie, że już więcej przez niego nie będzie płakać. W redakcji poprosiła o zmianę przydziału z hokeja na siatkówkę, przynajmniej w czasie trwania sezonu przygotowawczego. Musiała się trochę namęczyć, ale w końcu przekonała redaktora naczelnego, że wszystkim wyjdzie to na dobre. Niestety w klubach trwał właśnie sezon ogórkowy, a mecze reprezentacji już od ładnego miesiąca były obsadzone przez dziennikarzy. Musiała więc liczyć na to, że któryś z jej kolegów nagle zrezygnuje z wyjazdu. Miało to też swoje dobre strony. Przez dużą ilość wolnego czasu udało jej się skończyć pisać pracę licencjacką i oddać ją przed końcem czerwca. Do obrony zostały jej dwa tygodnie, więc razem z przyjaciółmi z roku postanowiła się trochę zabawić.
- To za obronę! – krzyknął zdecydowanie zbyt głośno Tomek, jedyny chłopak z grupy Emilii.
- Żebyśmy mogli w końcu kopnąć w dupę tę uczelnię! – zawtórowała mu Julia.
- No po magisterce – roześmiały się pozostałe dziewczyny, które planowały kontynuować studia na tym samym kierunku.
Monika co chwilę zmieniała muzykę na swoim koncie na spotify.
- Specjalnie dla jedynej miłości mojego życia. Emiiiiiiiiiiiiiilio, głuuuuupolu… - wypiła już tyle dużo, że reszta musiała dobrze się wsłuchać żeby zrozumieć o co jej chodzi.
Nagle z głośników zaczęło lecieć „Rude”. Emilia pisnęła i pociągnęła ze sobą Tomka. Stanęli na środku salonu i zaczęli pląsać zupełnie nie do rytmu. Mimo, że tańczyli razem, ich ruchy nie trzymały się kupy. Dopiero pod koniec zsynchronizowali się na tyle, że dziewczyny przestały się histerycznie śmiać. Gdy piosenka się skończyła i zaczął lecieć jakiś zdecydowanie zbyt wolny kawałek, chłopak stwierdził, że zostanie Patrickiem Swayze i kazał Ems zrobić rozbieg. Niestety wypity alkohol nie pozwolił zrobić im figury rodem z „Dirty Dancing” i wylądowali na zimnych panelach. Szatynka z twarzą na klatce piersiowej Tomka wybuchła śmiechem, aż łzy spłynęły po jej policzkach.
- No dobra dzieciaki, chyba wystarczy picia – powiedziała rozbawiona Kornelia.

Tydzień przed obroną przyszłych PR’owców, nad Śląsk nadciągnęła fala upałów. W cieniu termometry pokazywały ponad 30 stopni. Emilia próbowała nie wychodzić z domu jeśli nie była do tego zmuszona. Bez przerwy robiła sorbety w swojej maszynce do lodów, które przelewała do opakowań i chowała w zamrażarce, by schłodzić je jeszcze bardziej. Wyciągnęła jedno pudełko wypełnione po brzegi truskawkowym sorbetem i postanowiła w końcu zacząć uczyć się do jednego z najważniejszych egzaminów w jej życiu. Wydrukowała notatki, wyciągnęła kolorowe zakreślacze i razem z lodami usadowiła się na podłodze w salonie. Po kilku godzinach czytania odpowiedzi na pytania do obrony, postanowiła sobie zrobić przerwę. Otworzyła laptopa i zaczęła przeglądać portale sportowe. Zaczytała się w artykuł o meczu drużyny Argentyny z reprezentacją Polski B, który miał odbyć się następnego dnia w Katowicach. Szybko weszła na stronę z biletami, jednak wszystkie były już wykupione. Z westchnieniem zamknęła urządzenie i wróciła do nauki. Nagle rozdzwonił się jej telefon. Stwierdziła, że nie odbierze, ale coś tknęło ją żeby sprawdzić wyświetlacz. Dzwonił jej redaktor naczelny.
- Słucham?
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie mężczyzna.
- Siatkówka? – zapytała z wahaniem Emilia.
- Oczywiście.
Wyraźnie się ożywiła. Miała nadzieję, że zostanie wysłana na mecz do Spodka.
- Za dwa dni w Katowicach…
- Za dwa? A nie jutro? – spytała lekko skołowana.
- Jutro grają reprezentacje, a Ty pojedziesz na turniej plażówki.

Szatynka jęknęła, ustaliła szczegóły i rozłączyła się. Szczęście zdecydowanie jej nie sprzyjało.

***
Miały być dwa rozdziały w tygodniu, ale ten tydzień tak szybko mi minął, że nim się obejrzałam był już piątek i zaczynała się 2 runda Pucharu Kontynentalnego hokeistów. Ale mam dla Was dobrą wiadomość. W następnym rozdziale pojawi się w końcu jakiś siatkarz! :D

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 2 - I'm gonna fly like a bird through the night, feel my tears as they dry

Stojące na stoliku puste kieliszki ciągle przypominały Emilii, że w końcu musi oderwać się od laptopa i świętować zaręczyny koleżanki. Monika rozłożona na podłodze co chwilę spoglądała na nią i dawała nieme znaki żeby w końcu skończyła romansować. Dwie pozostałe dziewczyny nie zwracały na to uwagi pochłonięte rozmowami o planowanym ślubie. Nagle Kornelia pisnęła i zaczęła wpatrywać się w Monikę.
- Musimy znaleźć Ci partnera na wesele! – odwróciła się w kierunku szatynki. – I Tobie też, Słoneczko.
- Emilia chyba znalazła już sobie kogoś – powiedziała obojętnie przyjaciółka.
- Co?! A my nic nie wiemy? – Kornelia i Julia zaczęły się przekrzykiwać.
- I to tego całego Wojciechowskiego.
- To ciacho? – pisnęła Julia i zaczęła się teatralnie wachlować dłonią.
Emilia popatrzyła morderczym wzrokiem na przyjaciółkę, która nic sobie z tego nie robiąc, nalewała wina do kieliszka.
- Właśnie się z nim umawiam na poniedziałek – powiedziała z rezygnacją Emilia i wskazała na laptopa.
Kornelia ze śmiechem wyrwała jej urządzenie i zaczęła czytać wiadomości.
- On pierwszy do niej napisał! Wysłał buziaczka i… - aż westchnęła – nazwał ją kochaniem!
Julia zaczęła skakać po pokoju, a Emilia miała wrażenie jakby nagle przeniosła się do domu wariatów. Tylko Monika siedziała na swoim miejscu i ze skupieniem popijała trunek.

W niedzielę szatynka wstała wcześniej niż zwykle. Nie mogła spać, bo po prawie dwóch tygodniach miała znowu jechać na mecz hokejowy. Była podekscytowana, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będzie musiała czekać jeszcze jednego dnia na spotkanie z Maćkiem. Wolny czas postanowiła wykorzystać na relaksacyjną kąpiel. Poustawiała świeczki w łazience, włączyła nastrojową muzykę i nalała sobie soku pomarańczowego do kieliszka. Ciepła woda delikatnie obmywała jej ciało i Emilia nawet nie zauważyła kiedy usnęła. Nagle ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Szybko wyszła z wanny i narzuciła na mokre ciało szlafrok. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła uśmiechniętą Monikę.
- Ty jeszcze nie gotowa? – zapytała zdziwiona.
- Która godzina?
- Dokładnie ta, o której się umawiałyśmy.
- Cholera! – krzyknęła Emilia w duchu przeklinając podgrzewanie wanny.
Pobiegła do pokoju, zostawiając przyjaciółkę w drzwiach. Chwilę później, ubrana w pierwszą lepszą koszulkę i jeansy, nakładała podkład na twarz.
- Tyle musi mi wystarczyć – jęknęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
- Chyba na urodziny kupię Ci żelazko.
Szatynka w odpowiedzi rzuciła w Monikę poduszką. Ta uchyliła się przed nią i zaczęła się śmiać.
- Masz jakąś torbę, którą mogłabym ubrać na głowę?
- Nie przejmuj się, tak wystraszysz hokeistów z Sanoka, że oddadzą mecz walkowerem.
Po 40 minutach jazdy, dziewczyny wysiadły z auta i poszły odebrać akredytację dla Moniki. W środku zajęły swoje miejsca i czekały na rozpoczęcie meczu. Po wyjątkowo wyrównanych dwóch tercjach, w trzeciej Tyszanie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dziewczyny z radością zeszły z trybun żeby złapać hokeistów przed wejściem do szatni. Emilia rozglądała się w poszukiwaniu Maćka, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Widziałaś gdzieś Wojciechowskiego? – zapytała przyjaciółkę.
- Chyba udzielał wywiadu przy boksach.
Szatynka ominęła kilku dziennikarzy i z powrotem ruszyła w kierunku lodowiska. Przy boksach rzeczywiście stał Maciek razem z wysoką blondynką, która zawzięcie stukała w telefon. Była ubrana w obcisłą sukienkę, która nijak nie pasowała na mecz hokejowy. Emilia próbowała ściągnąć wzrok chłopaka, jednak on był zbyt zajęty swoją rozmówczynią. Nagle ktoś złapał szatynkę za ramiona. Odwróciła się i zobaczyła swoją przyjaciółkę.
- Już myślałam, że mi zwiałaś – powiedziała Monika.
- Zabrałaś mi kluczyki, pamiętasz? – odpowiedziała ze śmiechem.

Kiedy się odwróciła w kierunku Maćka, jego już nie było. Sprawdziła w korytarzu prowadzącym do szatni, ale tam pozostał już sam tyski bramkarz. Zrezygnowana ruszyła do wyjścia ze Stadionu Zimowego. Kiedy tylko dotarła do domu, napisała do chłopaka sms’a, w którym pogratulowała mu meczu i zadeklarowała gotowość do świętowania. Wiedziała, że pewnie odczyta to dopiero następnego dnia, dlatego nie siedziała nad telefonem w oczekiwaniu na odpowiedź, jak to miała w zwyczaju.

***
Nawet nie pomyślałam, że tak trudno będzie mi pogodzić studia z pisaniem w redakcji. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i mam nadzieję, że w końcu zacznę regularnie dodawać rozdziały. Idąc za radą Patu, do czasu aż nie pojawią się siatkarze spróbuję wrzucać kolejne części dwa razy w tygodniu.
Endżoj! :*

sobota, 26 września 2015

Rozdział 1 - I'm exactly where you'd like me, you know

Emilia weszła do łazienki w domu swojej przyjaciółki Moniki. Ta siedząc na desce klozetowej, prostowała swoje długie, pofarbowane na rudo włosy. Przerwała na chwilę i popatrzyła z nieukrywaną ciekawością na dziewczynę.
- Powiesz mi w końcu z kim idziesz na tę randkę?
- Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedziała Em i uśmiechnęła się do niej tajemniczo.
Monika kiedy skończyła, odłożyła prostownicę i przeczesała włosy palcami. Wyciągnęła z szafki kosmetyczkę i zaczęła się malować.
- Ten idiota sobie myśli, że jest kimś, bo podpisał kontrakt z GKSem – powiedziała nagle.
Emilia przez chwilę milczała, bo nie wiedziała o kim mówi jej przyjaciółka. Jednak po chwili zrozumiała, że chodzi jej o Maćka. Ich ojcowie pracowali razem w korporacji i czasami spotykali się poza pracą. Monika nawet kiedyś dostała numer do chłopaka żeby przeprowadzić z nim wywiad. Wysłała mu pytania, ale on nigdy jej na nie nie odpowiedział. Od tamtej pory przy każdej możliwej okazji obrażała go i próbowała wybić Ems z głowy.
-  Jego brat ma już doktorat! A on? Nawet nie studiuje! – ciągnęła dalej.
Emilia wcale nie była pewna, czy jego brat jest aż tak dobrze wykształcony. Ba! Nawet nie była pewna, czy ma on brata. Z rozmów z chłopakiem wynikało, że ma tylko starszą siostrę. Jednak nic nie powiedziała na ten temat, bo jej przyjaciółka często koloryzowała rzeczywistość. Czasami zastanawiała się po co Monika to robi, ale później stwierdzała, że to nie zmienia faktu, że i tak świetnie się z nią dogaduje.
- Dobra, zbieram się – uśmiechnęła się do przyjaciółki i wyszła z łazienki. – Życz mi szczęścia! – krzyknęła, zamykając za sobą drzwi.

Z wynajmowanego mieszkania Emilia miała kawałeczek pod Spodek, dlatego sporo przed umówioną godziną krążyła już pod halą. Miała nadzieję, że Maciek przyjdzie szybciej, bo jej lakier na paznokciach mógł nie wytrzymać zbyt długo. Z nerwów skubała skórki i drapała po płytce. Na szczęście chwilę po jej przyjściu usłyszała za sobą rozbawiony głos.
- Dziewczyny zazwyczaj się spóźniają.
Emilia odwróciła się do niego ze śmiechem. Chłopak nie pozwolił jej jednak nic na to odpowiedzieć, składając lekki pocałunek na jej ustach. Z wrażenia nie mogła nic z siebie wyksztusić tylko  uśmiechała się głupkowato. Maciek zabrał ją do Sky Baru na drinka. Tradycyjnie zamówiła Sex on the Beach, a hokeista, whisky z colą. Kiedy kelner postawił drinki na stoliku, chłopak wymownie spojrzał na wysoką szklankę stojącą przed szatynką.
- Rozumiem, że nazwa tego drinka mówi wszystko o Twoich preferencjach…
- Oczywiście – odparła Emilia ze śmiechem. – Uwielbiam robić różne rzeczy na plaży…
 Po alkoholu napięcie szybko opuściło dziewczynę. Rozmawiali ze sobą kilka godzin. Nagle chłopak wstał i podał rękę Emilii.
- Chodź, idziemy się przejść.
Ona niechętnie wstała i złapała jego dłoń.
- Dokąd mnie ciągniesz?- zapytała ze śmiechem gdy tylko wyszli z Altusa.
- Na mały spacer – uśmiechnął się z błyskiem w oku.
Przeszli przez park koło Muzeum Śląskiego, cały czas trzymając się za ręce. Nagle Maciek puścił ją, stanął  przed nią i pocałował. Jego usta delikatnie muskały jej. Dziewczyna niewiele myśląc wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła do siebie, pogłębiając pocałunek. Czuła jego oszałamiający zapach, przez który traciła zmysły. Delikatnie przejechała językiem po jego wargach.
- Wczoraj, gdy tylko Cię zobaczyłem miałem ochotę to zrobić – mruknął między pocałunkami.

Emilia i Maciek stali pod blokiem dziewczyny. Było już grubo po północy.
- Wejdziesz na… herbatę? – zapytała szatynka i przygryzła wargę.
- Wolałbym na coś innego – powiedział ze śmiechem.
Emilia uderzyła go w ramię, śmiejąc się i powtarzając, że jest zboczeńcem.
- Po półfinałach chętnie przyjdę na herbatę.
- Mam nadzieję, że szybko to zakończycie.
- Ja też – powiedział i pocałował ją na dobranoc.
Dziewczyna drżącymi rękoma otworzyła drzwi, a potem poszła do windy. Jazda na samą górę dziesięciopiętrowca zajęła jej chwilę. Przez całą drogę stukała coś w swoim telefonie i gdy tylko wysiadła i odzyskała zasięg, wysłała sms’a do Moniki, że właśnie wróciła. Przyjaciółka już po godzinie od rozpoczęcia randki zaczęła wypisywać do niej i dzwonić. Jednak Emilia nie zwracała na to uwagi, bo zbyt dobrze się bawiła. Wolała jednak uspokoić Monikę, która w ostatnich wysłanych sms’ach pisała, że zaraz dzwoni na policję.
- Idiotko, myślałam, że jesteś już martwa! – krzyknęła Monika, gdy tylko szatynka odebrała telefon.
- Spokojnie, spokojnie .
- Co Ty sobie wyobrażasz? Idziesz sobie z jakimś nieznajomym, nie odbierasz…
- Zachowujesz się gorzej niż moja mama – powiedziała Emilia ze śmiechem. – A poza tym nie byłam z nieznajomym.
- Byłaś z Kubą? Od dawna mówiłam, że do siebie pasujecie.
- Z Maćkiem.
- Co? Czekaj, z kim?
- Z Maćkiem, tym Maćkiem.
- Czy Ciebie już do reszty popierdoliło?! – zaczęła drzeć się Monika.
Emilia musiała aż odstawić telefon od ucha, bo przyjaciółka krzyczała tak głośno, że bębenki szatynki mogły tego nie wytrzymać. Ze złością opadła na poduszki i powiedziała, że pogadają jutro. Miała nadzieję, że przez noc Monika się trochę uspokoi i może w końcu da spokój Maćkowi. Maćkowi, w którym powoli zaczęła się zakochiwać. 


***
Dla wszystkich, którzy czekają na pojawienie się siatkarzy, musicie uzbroić się w cierpliwość. Mam nadzieję, że nawet bez nich zaciekawi Was historia Ems.
Jeśli uraziłam Was jakoś użytymi przekleństwami, to najmocniej przepraszam! :D
Do następnego ;*

sobota, 19 września 2015

Prolog

Emilia siedziała na łóżku i malowała paznokcie u rąk. Za kilka godzin zaczynał się mecz hokejowy, na którym po raz pierwszy w życiu miała przeprowadzać wywiady z zawodnikami. Postanowiła więc wystroić się żeby lepiej wypaść przed kamerą. W głowie układała pytania, gdy nagle usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości na Facebooku. Zerwała się z miejsca i podeszła do biurka, na którym leżał jej laptop. Gdy zobaczyła kto do niej napisał, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Maciek, hokeista GKSu Tychy, za którym szalała od kilku miesięcy, pytał się, czy zobaczą się na meczu. Miało to być ich pierwsze spotkanie. Emilia nie zważając na mokry lakier na paznokciach, wystukała odpowiedź i z radości zaczęła skakać po pokoju. Postanowiła wyjechać wcześniej żeby złapać chłopaka przed meczem i życzyć mu powodzenia. Jednak kiedy dotarła na Stadion Zimowy okazało się, że redaktor naczelny portalu sportowego, dla którego pracowała wpisał ją do prowadzenia relacji na żywo i musiała wszystko przygotować przed rozpoczęciem meczu. Zła usiadła na miejscach przeznaczonych dla prasy i wprowadzała dane zawodników do protokołu. Przez cały mecz skupiała się na pracy, ale kiedy Maciek strzelił decydującego gola, zaczęła krzyczeć i skakać z radości. Dziennikarze siedzący obok niej zaczęli się śmiać, a jeden mężczyzna patrzył na nią z dezaprobatą. Po skończonym meczu szybko schowała laptopa do torby i poszła przeprowadzić wywiady. Gdy Maciek zobaczył ją, uśmiechnął się szeroko i skinął głową w stronę wejścia do szatni. Emilia poszła za nim, po drodze umawiając się z kapitanem przeciwnej drużyny na wywiad. Chłopak opierał się o ścianę i wystukiwał palcami jakąś melodię.
- Jutro, 17sta, pod Spodkiem – powiedział i wszedł do szatni.


***
No to zaczynamy! Po bardzo długiej przerwie wracam do wesołej twórczości. Mam nadzieję, że spodoba Wam się poplątana historia Ems i oczywiście, że ktokolwiek będzie ją czytał xD

PS. I love U, Te quiero, P xD