Stojące na stoliku puste kieliszki
ciągle przypominały Emilii, że w końcu musi oderwać się od
laptopa i świętować zaręczyny koleżanki. Monika rozłożona na
podłodze co chwilę spoglądała na nią i dawała nieme znaki żeby
w końcu skończyła romansować. Dwie pozostałe dziewczyny nie
zwracały na to uwagi pochłonięte rozmowami o planowanym ślubie.
Nagle Kornelia pisnęła i zaczęła wpatrywać się w Monikę.
- Musimy znaleźć Ci partnera na
wesele! – odwróciła się w kierunku szatynki. – I Tobie też,
Słoneczko.
- Emilia chyba znalazła już sobie
kogoś – powiedziała obojętnie przyjaciółka.
- Co?! A my nic nie wiemy? – Kornelia
i Julia zaczęły się przekrzykiwać.
- I to tego całego Wojciechowskiego.
- To ciacho? – pisnęła Julia i
zaczęła się teatralnie wachlować dłonią.
Emilia popatrzyła morderczym wzrokiem
na przyjaciółkę, która nic sobie z tego nie robiąc, nalewała
wina do kieliszka.
- Właśnie się z nim umawiam na
poniedziałek – powiedziała z rezygnacją Emilia i wskazała na
laptopa.
Kornelia ze śmiechem wyrwała jej
urządzenie i zaczęła czytać wiadomości.
- On pierwszy do niej napisał! Wysłał
buziaczka i… - aż westchnęła – nazwał ją kochaniem!
Julia zaczęła skakać po pokoju, a
Emilia miała wrażenie jakby nagle przeniosła się do domu
wariatów. Tylko Monika siedziała na swoim miejscu i ze skupieniem
popijała trunek.
W niedzielę szatynka wstała wcześniej
niż zwykle. Nie mogła spać, bo po prawie dwóch tygodniach miała
znowu jechać na mecz hokejowy. Była podekscytowana, bo jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będzie musiała czekać
jeszcze jednego dnia na spotkanie z Maćkiem. Wolny czas postanowiła
wykorzystać na relaksacyjną kąpiel. Poustawiała świeczki w
łazience, włączyła nastrojową muzykę i nalała sobie soku
pomarańczowego do kieliszka. Ciepła woda delikatnie obmywała jej
ciało i Emilia nawet nie zauważyła kiedy usnęła. Nagle ze snu
wyrwał ją dzwonek do drzwi. Szybko wyszła z wanny i narzuciła na
mokre ciało szlafrok. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła
uśmiechniętą Monikę.
- Ty jeszcze nie gotowa? – zapytała
zdziwiona.
- Która godzina?
- Dokładnie ta, o której się
umawiałyśmy.
- Cholera! – krzyknęła Emilia w
duchu przeklinając podgrzewanie wanny.
Pobiegła do pokoju, zostawiając
przyjaciółkę w drzwiach. Chwilę później, ubrana w pierwszą
lepszą koszulkę i jeansy, nakładała podkład na twarz.
- Tyle musi mi wystarczyć – jęknęła,
patrząc na swoje odbicie w lustrze.
- Chyba na urodziny kupię Ci żelazko.
Szatynka w odpowiedzi rzuciła w Monikę
poduszką. Ta uchyliła się przed nią i zaczęła się śmiać.
- Masz jakąś torbę, którą mogłabym
ubrać na głowę?
- Nie przejmuj się, tak wystraszysz
hokeistów z Sanoka, że oddadzą mecz walkowerem.
Po 40 minutach jazdy, dziewczyny
wysiadły z auta i poszły odebrać akredytację dla Moniki. W środku
zajęły swoje miejsca i czekały na rozpoczęcie meczu. Po wyjątkowo
wyrównanych dwóch tercjach, w trzeciej Tyszanie przechylili szalę
zwycięstwa na swoją korzyść. Dziewczyny z radością zeszły z
trybun żeby złapać hokeistów przed wejściem do szatni. Emilia
rozglądała się w poszukiwaniu Maćka, jednak nigdzie nie mogła go
znaleźć.
- Widziałaś gdzieś Wojciechowskiego?
– zapytała przyjaciółkę.
- Chyba udzielał wywiadu przy boksach.
Szatynka ominęła kilku dziennikarzy i
z powrotem ruszyła w kierunku lodowiska. Przy boksach rzeczywiście
stał Maciek razem z wysoką blondynką, która zawzięcie stukała w
telefon. Była ubrana w obcisłą sukienkę, która nijak nie
pasowała na mecz hokejowy. Emilia próbowała ściągnąć wzrok
chłopaka, jednak on był zbyt zajęty swoją rozmówczynią. Nagle
ktoś złapał szatynkę za ramiona. Odwróciła się i zobaczyła
swoją przyjaciółkę.
- Już myślałam, że mi zwiałaś –
powiedziała Monika.
- Zabrałaś mi kluczyki, pamiętasz? –
odpowiedziała ze śmiechem.
Kiedy się odwróciła w kierunku
Maćka, jego już nie było. Sprawdziła w korytarzu prowadzącym do
szatni, ale tam pozostał już sam tyski bramkarz. Zrezygnowana
ruszyła do wyjścia ze Stadionu Zimowego. Kiedy tylko dotarła do
domu, napisała do chłopaka sms’a, w którym pogratulowała mu
meczu i zadeklarowała gotowość do świętowania. Wiedziała, że
pewnie odczyta to dopiero następnego dnia, dlatego nie siedziała
nad telefonem w oczekiwaniu na odpowiedź, jak to miała w zwyczaju.
***
Nawet nie pomyślałam, że tak trudno będzie mi pogodzić studia z pisaniem w redakcji. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i mam nadzieję, że w końcu zacznę regularnie dodawać rozdziały. Idąc za radą Patu, do czasu aż nie pojawią się siatkarze spróbuję wrzucać kolejne części dwa razy w tygodniu.
Endżoj! :*
***
Nawet nie pomyślałam, że tak trudno będzie mi pogodzić studia z pisaniem w redakcji. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i mam nadzieję, że w końcu zacznę regularnie dodawać rozdziały. Idąc za radą Patu, do czasu aż nie pojawią się siatkarze spróbuję wrzucać kolejne części dwa razy w tygodniu.
Endżoj! :*
Cudowny rozdział, nie mogę się doczekać aż pojawią się siatkarze :D Informuj się o kolejnych ;)
OdpowiedzUsuńPozdroo ;**
Patu taka mądra, Patu dobra rada. A tak poza tym to rozdział piękny literacko, bardzo mi się podobał xddd
OdpowiedzUsuńRozmowy o przygotowaniach do ślubu i wesela to coś najgorszego i najnudniejszego, zwłaszcza gdy się samemu nie ma żadnych perspektyw na taką przyszłość. Wiem z doświadczenia (niestety).
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie kim była ta blondynka, bo mam przeczucie że dziennikarka to raczej nie była...
Też to niestety znam, ale takie "uroki" wielkiej rodziny ;/
UsuńZapraszam na rozdział czwarty na http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)
Usuń