Emilia z przyjaciółmi z grupy
siedziała w jednym z barów na Mariackiej. Od obrony minęło już
kilka godzin, a ona dalej nie mogła uwierzyć, że jej przygoda ze
studiami pierwszego stopnia właśnie się zakończyła.
- No nie! Tylko 62 osoby lubią nasze
zdjęcie! – krzyknęła Kornelia, wymachując telefonem.
Jako osoba uzależniona od robienia
zdjęć musiała uwiecznić tę ważną dla nich chwilę i pochwalić
się na fejsie i instagramie.
- Przez Ciebie wszyscy moi znajomi
wysyłają mi gratulacje – roześmiała się Julia, odkładając
telefon, który chwilę później znowu się rozdzwonił.
Przechodzący kelner popatrzył na nich
z dezaprobatą. Na stoliku stało pełno pustych kufli. Chwilę
później podszedł z tacką i pozbierał ich większą część.
Dziewczyny poprosiły go o kolejne piwa i wręczyły pieniądze.
- A Ty nie pijesz? – zapytała Ems
zdziwiona Monika.
- Nie ma nawet 16stej, a ja już 4 piwa
wypiłam – roześmiała się szatynka.
- To wypijesz jeszcze jedno –
powiedziała lekko pijana Kornelia.
- Jutro muszę jechać do rodziców –
jęknęła dziewczyna.
Posiedziała jeszcze chwilę i mimo
protestów pożegnała się z przyjaciółmi. Tomek chciał ją
odprowadzić, ale mu na to nie pozwoliła. Z radością wpadła do
mieszkania i zrzuciła buty. Usiadła na łóżku i zaczęła
rozmasowywać bolące stopy. Nie była przyzwyczajona do chodzenia
tak długi czas w szpilkach. Chwilę później przebrała się w
dresy i poszła do kuchni zrobić sobie jakąś przekąskę. Kiedy
kroiła owoce na koktajl usłyszała dzwonek do drzwi. Przekonana, że
to któraś z dziewczyn, poszła je otworzyć z bananem w ręce.
Jakie było jej zdziwienie kiedy w drzwiach ujrzała młodego
chłopaka z wielkim bukietem czerwonych róż.
- Emilia Radziszewska? – zapytał
posłaniec.
- Tak – odpowiedziała i podpisała
się na jakiejś kartce.
Odebrała od niego kwiaty i poszła z
nimi do kuchni. Położyła je na stole i zaczęła szukać bileciku.
„Mówiłem, że skopiesz im tyłki.
F”
- Mieszkasz 30 minut piechotą od Ikei
i nie kupiłaś wazonu? – zapytała Monika.
Dziewczyny od kilku chwil siedziały na
łóżku i patrzyły na wielki bukiet stojący w wiaderku po farbie.
Emilia przywiozła go od swoich rodziców, bo nie mogła pozwolić
żeby kwiatki od Facundo leżały w zlewie.
- W Ikei nie ma takich dużych wazonów
– powiedziała na swoją obronę szatynka.
Monika jęknęła i klęknęła obok
wiaderka.
- Trzeba je jakoś okleić żeby nie
straszyło Cię w nocy.
Wzięła leżącego na stoliku JOY’a
i zaczęła wyrywać z niego strony.
- Ej, jeszcze go nie przeczytałam!
- Nie jęcz tylko podaj mi nożyczki.
Godzinę później zadowolona Monika
pokazała swoje dzieło szatynce.
- Wiesz, że to wygląda gorzej niż
wcześniej? – zapytał rozbawiona Ems.
- Nie znasz się na sztuce –
odpowiedziała Monika i nagle spoważniała. – Redaktor chce żebyś
we wrześniu robiła relacje ze Stadionu Zimowego.
Emilia od 10 minut stała pod
lodowiskiem w Tychach. Wiedziała, że musi tam iść, ale próbowała
ten moment odwlec jak najbardziej w czasie. Spojrzała na zegarek i z
westchnieniem weszła na Stadion Zimowy. Hokeiści akurat wjeżdżali
na taflę. Maciek popatrzył na nią, ale kiedy ich spojrzenia się
skrzyżowały szybko odwrócił wzrok. Zrezygnowana szatynka opadła
na swoje miejsce i wyciągnęła laptopa. Przez cały mecz nie mogła
się na niczym skupić. Postanowiła, że spróbuje porozmawiać z
chłopakiem. Gdy tylko skończyła się ostatnia minuta trzeciej
tercji, wrzuciła laptopa do torby i zbiegła pod bandy. Hokeiści
dziękowali akurat kibicom za doping. Emilia cierpliwie czekała na
Maćka, który jako ostatni zjechał z lodu.
- Możemy pogadać? – zaczęła
niepewnie.
- Nie mamy o czym – powiedział i
zaczął iść w kierunku szatni.
Emilia złapała go za rękę.
- O co Ci chodzi? – zapytała
łamiącym głosem.
- Dobrze wiesz o co – jednym
szarpnięciem wyrwał rękę z jej dłoni. – Nie mam zamiaru tracić
czasu na taką dziwkę jak ty.
Dziewczynie opadła szczęka. Zanim
zdążyła coś powiedzieć, Maciek zniknął w korytarzu. Po jej
policzkach zaczęły płynąć łzy. Szybko je starła i pobiegła do
wyjścia żeby nikt nie zobaczył, że płacze. Wsiadła do
samochodu, oparła głowę o kierownicę i wybuchła płaczem.
Jakimś cudem udało jej się dojechać
do domu. Nie zważając na późną godzinę, wyciągnęła telefon i
wybrała numer do swojego redaktora naczelnego.
- Czytałem Twoją relację –
powiedział zaraz po przywitaniu. – Dobra robota.
- Odchodzę – mruknęła Emilia i się
rozłączyła, bo w oczach znowu zaczęły piec ją łzy.