Emilia usiadła na chodniku i ściągnęła
koturny. Jej stopy nie były przyzwyczajone do tak długich wędrówek.
Rozmasowała je i wyciągnęła z torebki trampki. Kiedy je zakładała
usłyszała głos Facundo.
- Uśmiech.
- Co? – spojrzała na niego i od razu
tego pożałowała.
Chłopak wyciągnął swój telefon i
właśnie robił selfie z siedzącą jak sierota szatynką. Ta
momentalnie wstała z ziemi i zaczęła podskakiwać koło niego z
wyciągniętą ręką. Próbowała zabrać mu telefon, ale był on
zdecydowanie za wysoki.
- Nie waż się tego nigdzie
udostępniać!
- Za późno – powiedział rozbawiony
siatkarz, pokazując jej opublikowane zdjęcie na instagramie.
Dziewczyna jęknęła i walnęła go w
ramię.
- Właśnie trafiłeś na moją czarną
listę – ledwo ukrywała uśmiech, bo mimo zaskoczenia, które
malowało się na jej twarzy wyszła na zdjęciu wyjątkowo dobrze.
Facundo spojrzał na zegarek.
- Chyba czas się zbierać.
Emilia podniosła swoją torebkę i
odprowadziła chłopaka pod hotel.
- Jak tylko wylądujecie daj mi znać,
dobrze?
Argentyńczyk pokiwał głową i
przytulił ją.
- Skop im tyłki na obronie –
powiedział, nie wypuszczając jej z objęć. – A jak wrócę do
Polski to oblejemy to w Bełchatowie.
Dziewczyna się zaśmiała i popchnęła
Facundo w stronę budynku.
- Idź już, bo nie zdążysz się
spakować.
Kiedy był już prawie przy szklanych
drzwiach, odwrócił się i pomachał jej na pożegnanie. Emilia
stała jeszcze chwilę w miejscu i dopiero gdy chłopak zniknął w
windzie, ruszyła do domu.
W ostatnie dwa dni przed obroną Emilia
nie mogła zmrużyć oka. Z nerwów bolał ją brzuch i czuła, że
jeśli tak dalej będzie, to wypadną jej wszystkie włosy. Nie mogła
już patrzyć na notatki, które schowała pod poduszką. Ze stresu
stała się bardzo przesądna. Z jej grupy na seminarium miała
najbliżej na uczelnię, więc została wyznaczona do zamówienia
kwiatów i kupienia prezentu dla promotora. W dzień obrony ubrała
się w białą koszulę, czarną neoprenową spódnicę i wysokie
czarne szpilki. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś dojść w
nich do kwiaciarni, a potem na uczelnię. Odebrane wiązanki były
większe niż się spodziewała. Na szczęście miała już praktykę
w noszeniu zbyt dużej ilości rzeczy, więc doniesienie ich na
uczelnię nie stanowiło zbytniego wyzwania. Przed pokojem obron
siedziały już jej przyjaciółki.
- Umiesz coś? – wykrzyczała Monika
na jej widok.
- Umiałam – odpowiedziała i
położyła bukiety na wolnych krzesłach.
- A gdzie prezent? – dopytywała się
Kornelia.
- Tutaj, tutaj – odpowiedział
zdyszany Tomek, który właśnie wszedł do budynku.
Obrona zaczęła się idealnie o
czasie. Emilia zestresowana zaczęła nerwowo skubać spódnicę. W
niedemokratycznym głosowaniu została wybrana jako ostatnia osoba do
wejścia. Kiedy nadeszła jej kolej nogi zaczęły się pod nią
uginać.
- Spokojnie, oni w połowie nie wiedzą
o czym mówisz – pocieszyła ją Julia.
Szatynka kiwnęła głową i z krzywym
uśmiechem weszła do sali. Dziekan podał jej kopertę z pytaniami.
Wylosowała jedno i gdy zobaczyła, że ma ono numer 9, odetchnęła
z ulgą. Nic co kryje się pod tym numerem nie może być trudne.
Usiadła na miejscu naprzeciwko swojego promotora i recenzentki.
Oboje uśmiechali się do niej przyjaźnie.
- I jak poszło? – zapytała Monika,
gdy tylko Emilia zamknęła za sobą drzwi.
- Chyba dobrze.
Chwilę później z pokoju wyszedł
dziekan i zaprosił grupę do środka. Wszyscy weszli i z napięciem
czekali na podanie wyników.
- Mam przyjemność ogłosić, że
wszyscy Państwo uzyskali tytuł naukowy licencjat. Gratuluję.
Emilia czuła jak napięcie powoli
opuszcza jej ciało. Kiedy dziekan wywołał jej imię, podeszła do
niego i odebrała zaświadczenie. Popatrzyła na nie i szeroko się
uśmiechnęła. Dostała 5!
***
Kiedy pisałam ten rozdział byłam świeżo po obronie i wtedy myślałam, że wszystko co z uczelnią związane jest takie fajne i zabawne. Teraz z perspektywy czasu, czytając niektóre moje rozdziały stwierdzam, że flaki z olejem są ciekawsze. Musicie mi to wybaczyć i trzymajcie kciuki żeby blokada twórcza, którą mam od ponad miesiąca w końcu mnie opuściła. ;*