niedziela, 25 października 2015

Rozdział 3 - Shut up and dance with me!

Maciek nie odezwał się do Emilii od półfinałów. W tym czasie GKS zdobył Mistrzostwo Polski, a reprezentacja zajęła 3 miejsce na Mistrzostwach Świata dywizji IA. Sezon hokejowy się skończył i szatynka miała zdecydowanie zbyt dużo czasu na rozmyślanie. Monika nie mogła już słuchać ciągłego marudzenia. Niestety była na to skazana, bo w jej domu akurat robiony był remont i żeby napisać pracę licencjacką w terminie przeniosła się na dwa tygodnie do Emilii.
- Wiesz co jest najlepszym lekiem na złamane serce? – zapytała pewnego wieczoru.
- Wódka?
- Nie! Nowa miłość – Monika wyciągnęła przed siebie swój telefon i pokazała szatynce zdjęcie jakiegoś chłopaka. – On byłby dla Ciebie idealny.
- Obecnie w moim życiu jest miejsce tylko dla jednego mężczyzny, Pana Tadeusza.
- Ty przecież od kilku miesięcy nic nie piłaś – zdziwiła się dziewczyna.
- I to był mój błąd! – wzięła poduszkę i wtuliła w nią swoją twarz. - Czemu on mnie nie chce? – zawyła.
Monika pokręciła głową i poprawiła się w fotelu.
- Nie pomyślałaś, że może stwierdził, że nic z tego nie wyjdzie?
- Mógłby mi chociaż to powiedzieć! – krzyknęła Emilia, a łzy spływały jej po policzkach.
Przyjaciółka podała jej pudełko z chusteczkami i przytuliła ją.

Ostatni semestr przed obroną minął w ekspresowym tempie. Dziewczyny ani się obejrzały jak zaczęła się sesja, a termin oddania pracy zbliżał się nieuchronnie. Nauka pozwoliła Emilii oderwać myśli od hokeisty. Zasypiając dalej miała przed oczami jego twarz, ale postanowiła sobie, że już więcej przez niego nie będzie płakać. W redakcji poprosiła o zmianę przydziału z hokeja na siatkówkę, przynajmniej w czasie trwania sezonu przygotowawczego. Musiała się trochę namęczyć, ale w końcu przekonała redaktora naczelnego, że wszystkim wyjdzie to na dobre. Niestety w klubach trwał właśnie sezon ogórkowy, a mecze reprezentacji już od ładnego miesiąca były obsadzone przez dziennikarzy. Musiała więc liczyć na to, że któryś z jej kolegów nagle zrezygnuje z wyjazdu. Miało to też swoje dobre strony. Przez dużą ilość wolnego czasu udało jej się skończyć pisać pracę licencjacką i oddać ją przed końcem czerwca. Do obrony zostały jej dwa tygodnie, więc razem z przyjaciółmi z roku postanowiła się trochę zabawić.
- To za obronę! – krzyknął zdecydowanie zbyt głośno Tomek, jedyny chłopak z grupy Emilii.
- Żebyśmy mogli w końcu kopnąć w dupę tę uczelnię! – zawtórowała mu Julia.
- No po magisterce – roześmiały się pozostałe dziewczyny, które planowały kontynuować studia na tym samym kierunku.
Monika co chwilę zmieniała muzykę na swoim koncie na spotify.
- Specjalnie dla jedynej miłości mojego życia. Emiiiiiiiiiiiiiilio, głuuuuupolu… - wypiła już tyle dużo, że reszta musiała dobrze się wsłuchać żeby zrozumieć o co jej chodzi.
Nagle z głośników zaczęło lecieć „Rude”. Emilia pisnęła i pociągnęła ze sobą Tomka. Stanęli na środku salonu i zaczęli pląsać zupełnie nie do rytmu. Mimo, że tańczyli razem, ich ruchy nie trzymały się kupy. Dopiero pod koniec zsynchronizowali się na tyle, że dziewczyny przestały się histerycznie śmiać. Gdy piosenka się skończyła i zaczął lecieć jakiś zdecydowanie zbyt wolny kawałek, chłopak stwierdził, że zostanie Patrickiem Swayze i kazał Ems zrobić rozbieg. Niestety wypity alkohol nie pozwolił zrobić im figury rodem z „Dirty Dancing” i wylądowali na zimnych panelach. Szatynka z twarzą na klatce piersiowej Tomka wybuchła śmiechem, aż łzy spłynęły po jej policzkach.
- No dobra dzieciaki, chyba wystarczy picia – powiedziała rozbawiona Kornelia.

Tydzień przed obroną przyszłych PR’owców, nad Śląsk nadciągnęła fala upałów. W cieniu termometry pokazywały ponad 30 stopni. Emilia próbowała nie wychodzić z domu jeśli nie była do tego zmuszona. Bez przerwy robiła sorbety w swojej maszynce do lodów, które przelewała do opakowań i chowała w zamrażarce, by schłodzić je jeszcze bardziej. Wyciągnęła jedno pudełko wypełnione po brzegi truskawkowym sorbetem i postanowiła w końcu zacząć uczyć się do jednego z najważniejszych egzaminów w jej życiu. Wydrukowała notatki, wyciągnęła kolorowe zakreślacze i razem z lodami usadowiła się na podłodze w salonie. Po kilku godzinach czytania odpowiedzi na pytania do obrony, postanowiła sobie zrobić przerwę. Otworzyła laptopa i zaczęła przeglądać portale sportowe. Zaczytała się w artykuł o meczu drużyny Argentyny z reprezentacją Polski B, który miał odbyć się następnego dnia w Katowicach. Szybko weszła na stronę z biletami, jednak wszystkie były już wykupione. Z westchnieniem zamknęła urządzenie i wróciła do nauki. Nagle rozdzwonił się jej telefon. Stwierdziła, że nie odbierze, ale coś tknęło ją żeby sprawdzić wyświetlacz. Dzwonił jej redaktor naczelny.
- Słucham?
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie mężczyzna.
- Siatkówka? – zapytała z wahaniem Emilia.
- Oczywiście.
Wyraźnie się ożywiła. Miała nadzieję, że zostanie wysłana na mecz do Spodka.
- Za dwa dni w Katowicach…
- Za dwa? A nie jutro? – spytała lekko skołowana.
- Jutro grają reprezentacje, a Ty pojedziesz na turniej plażówki.

Szatynka jęknęła, ustaliła szczegóły i rozłączyła się. Szczęście zdecydowanie jej nie sprzyjało.

***
Miały być dwa rozdziały w tygodniu, ale ten tydzień tak szybko mi minął, że nim się obejrzałam był już piątek i zaczynała się 2 runda Pucharu Kontynentalnego hokeistów. Ale mam dla Was dobrą wiadomość. W następnym rozdziale pojawi się w końcu jakiś siatkarz! :D

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 2 - I'm gonna fly like a bird through the night, feel my tears as they dry

Stojące na stoliku puste kieliszki ciągle przypominały Emilii, że w końcu musi oderwać się od laptopa i świętować zaręczyny koleżanki. Monika rozłożona na podłodze co chwilę spoglądała na nią i dawała nieme znaki żeby w końcu skończyła romansować. Dwie pozostałe dziewczyny nie zwracały na to uwagi pochłonięte rozmowami o planowanym ślubie. Nagle Kornelia pisnęła i zaczęła wpatrywać się w Monikę.
- Musimy znaleźć Ci partnera na wesele! – odwróciła się w kierunku szatynki. – I Tobie też, Słoneczko.
- Emilia chyba znalazła już sobie kogoś – powiedziała obojętnie przyjaciółka.
- Co?! A my nic nie wiemy? – Kornelia i Julia zaczęły się przekrzykiwać.
- I to tego całego Wojciechowskiego.
- To ciacho? – pisnęła Julia i zaczęła się teatralnie wachlować dłonią.
Emilia popatrzyła morderczym wzrokiem na przyjaciółkę, która nic sobie z tego nie robiąc, nalewała wina do kieliszka.
- Właśnie się z nim umawiam na poniedziałek – powiedziała z rezygnacją Emilia i wskazała na laptopa.
Kornelia ze śmiechem wyrwała jej urządzenie i zaczęła czytać wiadomości.
- On pierwszy do niej napisał! Wysłał buziaczka i… - aż westchnęła – nazwał ją kochaniem!
Julia zaczęła skakać po pokoju, a Emilia miała wrażenie jakby nagle przeniosła się do domu wariatów. Tylko Monika siedziała na swoim miejscu i ze skupieniem popijała trunek.

W niedzielę szatynka wstała wcześniej niż zwykle. Nie mogła spać, bo po prawie dwóch tygodniach miała znowu jechać na mecz hokejowy. Była podekscytowana, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będzie musiała czekać jeszcze jednego dnia na spotkanie z Maćkiem. Wolny czas postanowiła wykorzystać na relaksacyjną kąpiel. Poustawiała świeczki w łazience, włączyła nastrojową muzykę i nalała sobie soku pomarańczowego do kieliszka. Ciepła woda delikatnie obmywała jej ciało i Emilia nawet nie zauważyła kiedy usnęła. Nagle ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Szybko wyszła z wanny i narzuciła na mokre ciało szlafrok. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła uśmiechniętą Monikę.
- Ty jeszcze nie gotowa? – zapytała zdziwiona.
- Która godzina?
- Dokładnie ta, o której się umawiałyśmy.
- Cholera! – krzyknęła Emilia w duchu przeklinając podgrzewanie wanny.
Pobiegła do pokoju, zostawiając przyjaciółkę w drzwiach. Chwilę później, ubrana w pierwszą lepszą koszulkę i jeansy, nakładała podkład na twarz.
- Tyle musi mi wystarczyć – jęknęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
- Chyba na urodziny kupię Ci żelazko.
Szatynka w odpowiedzi rzuciła w Monikę poduszką. Ta uchyliła się przed nią i zaczęła się śmiać.
- Masz jakąś torbę, którą mogłabym ubrać na głowę?
- Nie przejmuj się, tak wystraszysz hokeistów z Sanoka, że oddadzą mecz walkowerem.
Po 40 minutach jazdy, dziewczyny wysiadły z auta i poszły odebrać akredytację dla Moniki. W środku zajęły swoje miejsca i czekały na rozpoczęcie meczu. Po wyjątkowo wyrównanych dwóch tercjach, w trzeciej Tyszanie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dziewczyny z radością zeszły z trybun żeby złapać hokeistów przed wejściem do szatni. Emilia rozglądała się w poszukiwaniu Maćka, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Widziałaś gdzieś Wojciechowskiego? – zapytała przyjaciółkę.
- Chyba udzielał wywiadu przy boksach.
Szatynka ominęła kilku dziennikarzy i z powrotem ruszyła w kierunku lodowiska. Przy boksach rzeczywiście stał Maciek razem z wysoką blondynką, która zawzięcie stukała w telefon. Była ubrana w obcisłą sukienkę, która nijak nie pasowała na mecz hokejowy. Emilia próbowała ściągnąć wzrok chłopaka, jednak on był zbyt zajęty swoją rozmówczynią. Nagle ktoś złapał szatynkę za ramiona. Odwróciła się i zobaczyła swoją przyjaciółkę.
- Już myślałam, że mi zwiałaś – powiedziała Monika.
- Zabrałaś mi kluczyki, pamiętasz? – odpowiedziała ze śmiechem.

Kiedy się odwróciła w kierunku Maćka, jego już nie było. Sprawdziła w korytarzu prowadzącym do szatni, ale tam pozostał już sam tyski bramkarz. Zrezygnowana ruszyła do wyjścia ze Stadionu Zimowego. Kiedy tylko dotarła do domu, napisała do chłopaka sms’a, w którym pogratulowała mu meczu i zadeklarowała gotowość do świętowania. Wiedziała, że pewnie odczyta to dopiero następnego dnia, dlatego nie siedziała nad telefonem w oczekiwaniu na odpowiedź, jak to miała w zwyczaju.

***
Nawet nie pomyślałam, że tak trudno będzie mi pogodzić studia z pisaniem w redakcji. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i mam nadzieję, że w końcu zacznę regularnie dodawać rozdziały. Idąc za radą Patu, do czasu aż nie pojawią się siatkarze spróbuję wrzucać kolejne części dwa razy w tygodniu.
Endżoj! :*