niedziela, 18 października 2015

Rozdział 2 - I'm gonna fly like a bird through the night, feel my tears as they dry

Stojące na stoliku puste kieliszki ciągle przypominały Emilii, że w końcu musi oderwać się od laptopa i świętować zaręczyny koleżanki. Monika rozłożona na podłodze co chwilę spoglądała na nią i dawała nieme znaki żeby w końcu skończyła romansować. Dwie pozostałe dziewczyny nie zwracały na to uwagi pochłonięte rozmowami o planowanym ślubie. Nagle Kornelia pisnęła i zaczęła wpatrywać się w Monikę.
- Musimy znaleźć Ci partnera na wesele! – odwróciła się w kierunku szatynki. – I Tobie też, Słoneczko.
- Emilia chyba znalazła już sobie kogoś – powiedziała obojętnie przyjaciółka.
- Co?! A my nic nie wiemy? – Kornelia i Julia zaczęły się przekrzykiwać.
- I to tego całego Wojciechowskiego.
- To ciacho? – pisnęła Julia i zaczęła się teatralnie wachlować dłonią.
Emilia popatrzyła morderczym wzrokiem na przyjaciółkę, która nic sobie z tego nie robiąc, nalewała wina do kieliszka.
- Właśnie się z nim umawiam na poniedziałek – powiedziała z rezygnacją Emilia i wskazała na laptopa.
Kornelia ze śmiechem wyrwała jej urządzenie i zaczęła czytać wiadomości.
- On pierwszy do niej napisał! Wysłał buziaczka i… - aż westchnęła – nazwał ją kochaniem!
Julia zaczęła skakać po pokoju, a Emilia miała wrażenie jakby nagle przeniosła się do domu wariatów. Tylko Monika siedziała na swoim miejscu i ze skupieniem popijała trunek.

W niedzielę szatynka wstała wcześniej niż zwykle. Nie mogła spać, bo po prawie dwóch tygodniach miała znowu jechać na mecz hokejowy. Była podekscytowana, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będzie musiała czekać jeszcze jednego dnia na spotkanie z Maćkiem. Wolny czas postanowiła wykorzystać na relaksacyjną kąpiel. Poustawiała świeczki w łazience, włączyła nastrojową muzykę i nalała sobie soku pomarańczowego do kieliszka. Ciepła woda delikatnie obmywała jej ciało i Emilia nawet nie zauważyła kiedy usnęła. Nagle ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Szybko wyszła z wanny i narzuciła na mokre ciało szlafrok. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła uśmiechniętą Monikę.
- Ty jeszcze nie gotowa? – zapytała zdziwiona.
- Która godzina?
- Dokładnie ta, o której się umawiałyśmy.
- Cholera! – krzyknęła Emilia w duchu przeklinając podgrzewanie wanny.
Pobiegła do pokoju, zostawiając przyjaciółkę w drzwiach. Chwilę później, ubrana w pierwszą lepszą koszulkę i jeansy, nakładała podkład na twarz.
- Tyle musi mi wystarczyć – jęknęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
- Chyba na urodziny kupię Ci żelazko.
Szatynka w odpowiedzi rzuciła w Monikę poduszką. Ta uchyliła się przed nią i zaczęła się śmiać.
- Masz jakąś torbę, którą mogłabym ubrać na głowę?
- Nie przejmuj się, tak wystraszysz hokeistów z Sanoka, że oddadzą mecz walkowerem.
Po 40 minutach jazdy, dziewczyny wysiadły z auta i poszły odebrać akredytację dla Moniki. W środku zajęły swoje miejsca i czekały na rozpoczęcie meczu. Po wyjątkowo wyrównanych dwóch tercjach, w trzeciej Tyszanie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dziewczyny z radością zeszły z trybun żeby złapać hokeistów przed wejściem do szatni. Emilia rozglądała się w poszukiwaniu Maćka, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Widziałaś gdzieś Wojciechowskiego? – zapytała przyjaciółkę.
- Chyba udzielał wywiadu przy boksach.
Szatynka ominęła kilku dziennikarzy i z powrotem ruszyła w kierunku lodowiska. Przy boksach rzeczywiście stał Maciek razem z wysoką blondynką, która zawzięcie stukała w telefon. Była ubrana w obcisłą sukienkę, która nijak nie pasowała na mecz hokejowy. Emilia próbowała ściągnąć wzrok chłopaka, jednak on był zbyt zajęty swoją rozmówczynią. Nagle ktoś złapał szatynkę za ramiona. Odwróciła się i zobaczyła swoją przyjaciółkę.
- Już myślałam, że mi zwiałaś – powiedziała Monika.
- Zabrałaś mi kluczyki, pamiętasz? – odpowiedziała ze śmiechem.

Kiedy się odwróciła w kierunku Maćka, jego już nie było. Sprawdziła w korytarzu prowadzącym do szatni, ale tam pozostał już sam tyski bramkarz. Zrezygnowana ruszyła do wyjścia ze Stadionu Zimowego. Kiedy tylko dotarła do domu, napisała do chłopaka sms’a, w którym pogratulowała mu meczu i zadeklarowała gotowość do świętowania. Wiedziała, że pewnie odczyta to dopiero następnego dnia, dlatego nie siedziała nad telefonem w oczekiwaniu na odpowiedź, jak to miała w zwyczaju.

***
Nawet nie pomyślałam, że tak trudno będzie mi pogodzić studia z pisaniem w redakcji. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i mam nadzieję, że w końcu zacznę regularnie dodawać rozdziały. Idąc za radą Patu, do czasu aż nie pojawią się siatkarze spróbuję wrzucać kolejne części dwa razy w tygodniu.
Endżoj! :*

5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział, nie mogę się doczekać aż pojawią się siatkarze :D Informuj się o kolejnych ;)
    Pozdroo ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Patu taka mądra, Patu dobra rada. A tak poza tym to rozdział piękny literacko, bardzo mi się podobał xddd

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmowy o przygotowaniach do ślubu i wesela to coś najgorszego i najnudniejszego, zwłaszcza gdy się samemu nie ma żadnych perspektyw na taką przyszłość. Wiem z doświadczenia (niestety).
    Ciekawi mnie kim była ta blondynka, bo mam przeczucie że dziennikarka to raczej nie była...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to niestety znam, ale takie "uroki" wielkiej rodziny ;/

      Usuń
    2. Zapraszam na rozdział czwarty na http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)

      Usuń